Ekranizacja bestsellerowej powieści Iry Levine'a, autora m.in. literackiego pierwowzoru "Dziecka Rosemary". Podobnie jak w tamtej książce, na pierwszym planie mamy tu spisek zawiązany przeciwko bohaterce i stojącą za nim tajemniczą, potężną organizację.
Film Bryana Forbesa nie akcentuje tak wyraziście wątku paranoi kobiecej postaci, jak zrobił to Polański w swym filmie, niemniej identyczny schemat można by zastosować tutaj. "Żony ze Stepford" to przede wszystkim zręcznie zrealizowany thriller science-fiction, udanie odwołujący się do klasyków pokroju "Inwazji porywaczy ciał", wszelkie dwuznaczności zostają tu zepchnięte na dalszy plan. Fabuła rozkręca sie stosunkowo powoli, ale w drugiej połowie zostaje to w dużej mierze wynagrodzone. Przed zestarzeniem się, "Żony" bronią się, uderzając w ton satyryczny - humor wprawdzie został tu zniwelowany wręcz do zera (w wersji z 2004 roku jest go podobno znacznie więcej, ale nie mi oceniać, bo jeszcze nie widziałem), można jednak wyczuć wyraźną ironię zawartą w tej "kosmicznej" intrydze. Od strony realizacyjnej nie odbiega obraz Forbesa od standardów kina hollywoodzkiego lat 70., znajdziemy tutaj charakterystyczny dla popularnych w tym okresie historii obracających się wokół różnego rodzaju teorii spiskowych klimat (odpowiedzialny za scenariusz William Goldman, był także autorem skryptów do "Wszystkich ludzi prezydenta" i "Maratończyka"; ten drugi na podstawie jego własnej powieści zresztą). Bez wątpienia, dla wielu, tego typu forma będzie nazbyt archaiczna, ale to właśnie dla nich płodzi się remaki.